26 października 2012

kryzys.

Chyba lepiej mi było jak nie szukałam pracy tak intensywnie jak ostatnio to robię. To wpędza mnie w coraz większego doła, bo najzwyczajniej nie ma ofert. Jakaś porażka. Jak się pojawi jedna oferta na dzień, na którą mogę wysłać zgłoszenie to jest dobrze. Co za miasto... Sądzę, że 100 km dalej miałabym mniejszy problem ze znalezieniem roboty. Ale nie mogę... bo jak powiedziałam T., że będę codziennie dojeżdżać to mi powiedział, że od razu możemy się rozstać o.O. Dla mnie to jest bardzo egoistyczne podejście...

Wyniki dotacji będą dopiero w 3 tygodniu listopada!!! Wniosek złożyłam dokładnie 13 września, czyli dzień przed zakończeniem naboru. Nawet jakbym się dostała dalej to trzeba będzie poczekać na ocenę biznes planów, a otworzenie działalności pewnie koło kwietnia, maja. Powoli dostaję jobla siedząc w domu. Znów mi się wszystkiego odechciewa. Wczoraj cały dzień spędziłam w łóżku. Pogoda mi nie pomaga w nastawieniu na opcję "optymistyczne podejście do życia". Ja muszę wstawać rano i mieć cel. Wczoraj w sumie miałam w planach porządki ale uziemił mnie ból jakiegoś przyczepu koło łopatki i lipa. Nawet głową nie mogłam za bardzo ruszać. Dziś na szczęście lepiej. Ufff....

Na domiar złego moja mama zaczyna naciskać na spotkanie z rodzicami T. Jakoś mnie to nie cieszy szczególnie. Wręcz wolałabym żeby poznali się jak najpóźniej. Już nie raz jak było lato zapraszałam mamę T, żeby do nas przyjechała, ale cały czas się wykręcała więc olałam sprawę (ileż można prosić!), a pewnego pięknego dnia stwierdziłam nawet, że nie bardzo chcę żeby się poznawali (pewne traumatyczne przeżycie). No i moi rodzice z nami też chcą porozmawiać. Pewnie jutro. Może gdybym miała stały dochód to było by mi łatwiej podchodzić do takich spraw. Ale na prawdę źle się czuję z tym, że nie zarabiam... i to ostatnio główny powód moich frustracji i kłótni z T. Bo nie lubię jak ktoś mi wiecznie przypomina, że nie mam kasy!

19 października 2012

sprawy ważne i mniej ważne.

Pogoda dopisuje, po prostu bosko... Słońce świeci i jest cudownie... :) Taką jesień właśnie lubię najbardziej.

Ostatnio miałam starcie z T. Już przekroczył granice i się na prawdę zagotowałam... i wyrzuciłam mu wszystko co mnie wkurzało dając do zrozumienia, że nie chcę być z kimś takim. Na jego szczęście zrozumiał  swoje błędy i obiecał poprawę. I ostatnio nawet dobrze układa się między nami. Oby jak najdłużej. W gruncie rzeczy dobry z niego człowiek tylko chyba ostatnio się trochę pogubił i trzeba było sprowadzić go na ziemię.

Zastanawiałam się nad sprawami związanymi z mrocznymi stronami naszego życia, czyli tajemnice, o których nikomu się nie mówi. Ja mam jedną taką, o której nie wie nikt oprócz mnie. Nigdy się nią nie "pochwaliłam" nikomu... nawet najlepszej przyjaciółce. No ale to w sumie tylko jedna. A są na przykład takie, które powierzamy jednej osobie, której ufamy. Wydaje mi się, że każdy ma swoje tajemnice i sprawy o których nie mówi nikomu, choć czasem chciałby zrzucić ciężar tego z siebie, to wie, że nie można ufać ludziom... Poza tym z tajemnicami trzeba nauczyć się żyć i zamykać pewne drzwi w odpowiednich momentach... Każdy ma swoją "mroczną" stronę, tak samo jak moneta ma dwie strony. U jednych ta tajemnicza strona jest przyjemna a u niektórych mniej... Życie nauczyło mnie jednego - nie warto się "chwalić" się tajemnicami. Nigdy nie wiesz co się może wydarzyć między Tobą a osobą, której powierzasz swój sekret...

11 października 2012

ześwirne se.

Ciekawe ilu z was myślało, że zatrułam się tymi moimi grzybami? :P

Dawno mnie nie było... bo albo chodziłam na grzyby albo zapierniczałam z obróbką zdjęć. W sumie to od paru dni non stop siedzę przy tych zdjęciach. Dziś po 11 godzinach opuściła mnie wena więc piszę tutaj w końcu. Jestem wykończona. Nie tylko zdjęciami... Koniec z darmowymi sesjami. Też muszę z czegoś żyć.

Potrzebne mi wsparcie... psychiczne... to straszne... kiedyś wierzyłam we własne siły, byłam bardzo silną osobą. Teraz czuje się stłamszona przez moich rodziców i faceta. Ja myślałam, że w związku to powinno się siebie nawzajem motywować. A mojego T to tylko na demotywowanie stać. Kiedyś był inny. W ogóle się nie kłóciliśmy, było super. I nagle się zmienił. Ot tak sobie...

Brak kasy (1,40 na koncie) to kolejny frustrujący mnie problem... a rata za TV i rachunek za telefon same się nie zapłacą. A pracy jak nie było tak nie ma. Już uderzam gdzie mogę. Łapię się ostatnich desek ratunku. To mnie mega dołuje... za każdym razem jak myślę, że może mam szansę i do mnie zadzwonią to i tak nie dzwonią. Pomimo, że mój facet zarabia ponad 3 koła na miesiąc i mieszka nadal z rodzicami to nie zamierza mi pomagać, a ja nawet nie chcę, bo raz dał mi stówkę na ratę TV i teraz słyszę jak to on baaaaaaardzo mi pomaga... Gdybym miała choć trochę oszczędności to mogłabym gdzieś uciec na 2-3 dni. Zaczynam mieć znów dość wszystkiego. Dobrze, że mam przyjaciół, którzy podnoszą mnie na duchu. Ale niestety praca, żony, mężowie, dzieci itp sprawia, że nie spotykam się z nimi tak często... Z resztą pewnie sami wiecie...

Mamy zamieszkać razem już niedługo (ok. 3 miesiące). Im bliżej tym gorzej się z tym czuje... Już nie będę mogła sobie marzyć o wyjeździe gdzieś, będę przybita w tym mieście na amen. Dostaję od moich rodziców duży dom jednorodzinny z cudownym ogrodem. Oni sami przenoszą się do miasta. Wiem, że mam super, bo nie muszę brać jakiegoś kosmicznego kredytu na 30 lat. Ale dom też nowy nie jest więc z czasem trzeba będzie coś zrobić z paroma rzeczami. Ja się cieszę bardzo, ale bardziej się będę cieszyć jak będę miała pracę, bo chciałabym żeby było mnie stać na tą chatę. W końcu to dom rodzinny i lubię tu mieszkać. Mój T za to cały czas znajduje jakieś "dziury" w całym... już mnie to drażni. Tak się ostatnio wkurzyłam na niego, że aż mu powiedziałam, że jak nie chce się wprowadzać to niech się nie wprowadza i do usranej śmierci mieszka ze swoją mamusią i że jak mu coś nie pasuje to niech bierze kredyt na 40 lat i sam zbuduje swój dom a nie wiecznie coś w moim by wywracał do góry nogami. Nic się nie odezwał. Nic. Wmurowało go totalnie. Ja wiem że to będzie "nasz" dom, ale mnie to wkurza jak on co chwilę wymyśla co trzeba zmienić, choć tak na prawdę nie trzeba i jeszcze narzeka, że za drogo wychodzi... Wszystkie opłaty w tej chacie to ok 1000 zł na miesiąc. A dom ma jakieś 200 metrów kw. (chyba całkowitej powierzchni).

Niedługo zeświruję z tą całą sytuacją...